Wspomnienia korporacyjnego szczura

Wspomnienia korporacyjnego szczura

Pod sceną ponad dwadzieścia osób tańczyło z dziką zawziętością, jakby to było ostatnie pogo w ich życiu. Kwadrans później było już po koncercie, po tym jak przerwali go właściciele klubu. A po wyjściu bitka z miejscową żulernią i powrót do domu pociągiem z pustym portfelem…

Uwielbiał wspominać koncertowe czasy, wypady sprzed 15-12 lat. Teraz nigdzie już nie jeździł, bo większość czasu pochłaniała mu praca. Jak zwykł żartobliwie mawiać, „dupa przyrosła mu do krzesła”, choć w głębi nienawidził się za to, że w pewnym kluczowym momencie nie posłuchał wewnętrznego głosu i nie posmakował życiowej zmiany. Teraz już było na to za późno.

– Araszczuk, czy tobie zawsze trzeba tłumaczyć wszystko dwa razy, jak imbecylowi? – wydarł się z drugiego pomieszczenia szef.

Natychmiast zerwał się z siedzenia i po chwili stał już przed obliczem szczupłego, siwego mężczyzny w garniturze, który palił cienkiego papierosa gapiąc się przez okno.

– Raport będzie zaraz na pana biurku.