Zagubiona dusza

Zagubiona dusza

*Piątek

Siedzę na rozstaju dróg, kompletnie nie mając pojęcia, gdzie jestem. Przed sobą widzę zwisającą jakby z nicości pętlę i pole, a daleko za nim burzę i tornado. Zbliżają się w moją stronę. Nie wiem dokładnie od kiedy tu jestem, ale trwa to bardzo długo. Sznur znam już doskonale, jak własną kieszeń. Jak widok z okna domu, w którym mieszkam od 26 lat. Jak własną twarz, na którą spoglądam co dzień w lustrze.
Dzwoni telefon.

– Mordo, śpisz? Jutro opijamy moje trzydzieste urodziny. Zaczynamy o 19 – słyszę w słuchawce.

*Sobota

W biegu życia, w natłoku codziennych bolączek i zagubienia w dorosłości, znów spotykamy się w jednym miejscu, jak za dawnych lat. Mało już jest takich schadzek, które kiedyś były codziennością. Dlatego teraz tak bardzo doceniamy to spotkanie i każdy ma sobie coś ważnego do przekazania. Czas nas uczy pogody, a życie zdążyło nas nauczyć skurwysyństwa. I paradoksalnie właśnie dlatego, wśród swoich ludzi, wśród bezpiecznych ścian, wśród oblicza ulotności chwili, mamy sobie do powiedzenia znacznie więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Między nami emanuje dobra energia, zrodzona z doświadczeń, bólu i często strachu. Ta energia jest w stanie rozsadzać ściany i niszczyć wszystko, co może nam zagrozić. Dorastaliśmy do tego długo, ale widocznie potrzebowaliśmy czasu.

*Niedziela

Siedząc na rozstaju dróg, przestaję patrzeć na pętlę. Powoli odchodzę w drugą stronę, w stronę słońca. Chcę odnaleźć siebie.