Wołają na mnie Duch #1 ZEITGEIST

Wołają na mnie Duch #1 ZEITGEIST

Mam na imię Damian, ale od małego wszyscy wołają na mnie „Duch”. To ksywa nadana od nazwiska, ale nigdy nie sądziłem, że zyska ona tak metaforyczny charakter, gdy stanę się dorosły…

W życiu niczego nigdy mi nie brakowało, z wyjątkiem rodzicielskiej miłości i wzorców, które pokazałyby mi, jak właściwie żyć i jak budować wartościowe relacje z ludźmi. Moi wysoko sytuowani rodzice zawsze zapewniali mi wszystko ponad stan. W lodówce zawsze czekało na mnie jedzenie, którego czasem nawet nie potrafiłem nazwać. Spora część zawsze lądowała w koszu. Chodziłem do najlepszego liceum w Gorzowie, w którym byłem faworyzowany tylko ze względu na pozycję ojca w mieście. Później wysłano mnie do najlepszej uczelni w Szczecinie, tylko po to, by matka mogła chwalić się tym przed koleżankami podczas robienia paznokci. Ledwo co je ukończyłem, bo bardziej interesowało mnie nocne życie i malowanie pociągów, niż uznanie wykładowców.

Po studiach wróciłem do Gorzowa mając nadzieję, że poznam tu skromną dziewczynę, która urodzi mi dzieci i nie będzie widzieć poza mną świata. Jednak każda, której zaufałem, postrzegała mnie przez pryzmat rodzinnego majątku. To pozwoliło mi sądzić, że w dzisiejszych czasach prawdziwa miłość jest jedynie mitem, podtrzymywanym przez popkulturę dla zbijania forsy. Wiecie, co mam na myśli… Walentynki, romantyczne komedie i piosenki o miłości, które są przecież takie banalne.

Z braku ognia w sercu, zacząłem więc pogłębiać się w swoich nałogach, w swych małych rytuałach i przyjemnościach, które z czasem zaczęły opanowywać mój codzienny żywot. Znajomi, których miałem wielu w liceum, dawno stąd wyjechali. Ci, którzy zostali, skupili się na zakładaniu rodzin. Przegapiłem moment, w którym powinienem zarzucić coś sobie za patową sytuację, w której się znalazłem. Łatwiej mi było obwiniać rodziców i Zeitgeist za moje niedopasowanie.

Po wielu latach pogrążania się w mroku, moje życie przybrało dziwny bieg. Chodziłem w nocy po mieście, po naszych pustych ulicach, gdy inni spali. Nigdy nie sądziłem, że stanę się takim wyrzutkiem. Ćmą barową. Marginesem, do którego już nawet nikt nie dzwoni. Śmieciem, którego nie ma kto posprzątać z ulicy.

CDN.