W pułapce strefy komfortu

W pułapce strefy komfortu

Telefon milczał, ale zdążył już do tego przywyknąć. Znajomi i przyjaciele, nawet ci najbliżsi, pozamykali się w domach jak w niezdobytych twierdzach. Część z nich wyprowadziła się za miasto do świeżo wybudowanych domów, inni jak żołnierze w okopach siedzieli nieustannie w swoich mieszkaniach, które spłacą za 20 lat. Spontaniczność i chęć poznania zostały brutalnie przepędzone przez zobowiązania wobec partnerów i wpasowanie się w szablon czegoś, co powszechnie ludzie nazywają „dorosłym życiem”.

Pośród tego wszystkiego tkwił w rodzinnym Gorzowie Antek, który nie był jeszcze gotowy na zakładanie rodziny, wchodzenie w głębsze relacje i wypełnianie utartego schematu aż do smutnej starości. Zawsze ciężko jest przyjąć do wiadomości fakt, że miasto, za które oddałbyś serce nie jest w stanie już nic ci zaoferować.

– Może właśnie taki jest bieg życia, że z czasem ludzie tworzą swoje dwuosobowe stada, później je powiększają i wypierdalają się na to, co znajduje się po drugiej stronie drzwi? – pomyślał dopalając ostatniego papierosa.

Tego typu rozważań nie było końca, zwłaszcza gdy kończył się dzień i pozostawał z czarnymi myślami w czterech ścianach pustego mieszkania.

Ale po drugiej stronie drzwi Antka był prawdziwy świat. Brutalny, wyrazisty, pachnący krwią i potem, piękny świat. Świat poza bezpieczną bańką, którą tworzył wokół siebie dzięki oparom trawy i alkoholu. Ten świat czekał na niego, ale naiwny Antek nie potrafił wyjść mu naprzeciw.

Po 15 latach nic się nie zmieniło. W mieszkaniu przy ulicy 30 Stycznia unosił się zapach trawy, a niedopita butelka wódki stała na stole. Telefon jak zwykle milczał.