Pralnia Grzechów

Pralnia Grzechów

W piątkowy wieczór do Pralni Grzechów ustawiały się długie kolejki. Miejsce to nie było znane wszystkim śmiertelnikom, ale gorzowianie, którzy balansowali na granicy dobra i zła, doskonale wiedzieli jak tu trafić.

Nie wiadomo do końca czy przypadek czy też świadome działanie jej właścicieli sprawiły, że miejsce to znajdowało się kilkadziesiąt metrów za gorzowskim cmentarzem komunalnym przy ulicy Żwirowej. Lokalizacja ta działała na wyobraźnię wielu mieszkańców wychowanych w wierze katolickiej, jadących ze swoimi brudami w kierunku Chwalęcic. Te nic nieznaczące, plugawe i czyniące zło ludzkie maszyny wierzyły, że Pralnia uchroni je przed odpowiedzialnością za swoje grzechy i pozwoli w spokoju spocząć wśród ludzi, którzy pozostawili po sobie ciepłe wspomnienia, dobre uczynki i miłość.

Kinky była prostytutką, która wykorzystywała każdą okazję, by odurzyć i okraść swoich klientów. Mieszkała w skromnej kawalerce na ulicy Chrobrego, którą opłacał jej alfons, ale zarabiała tylko w trakcie „gościnnych występów” w Szczecinie, Poznaniu i Zielonej Górze.

Maciejko był dwumetrowym mięśniakiem z wytatuowaną łezką pod okiem. Większość młodości spędził w poprawczakach i więzieniu, a teraz – po odsiedzeniu wieloletniego wyroku – próbował na nowo zacząć życie na łonie społeczeństwa.

W drugi, piątkowy wieczór czerwca, gdy na Błoniach Nadwarciańskich trwały Dni Gorzowa, Kinky i Maciejko spotkali się w Pralni Grzechów po raz pierwszy i jak się później okazało – ostatni.

Smukła i opalona dziwka jak zwykle zgrabnie prała swoje grzechy w jednej z przygotowanych maszyn, jednak łysy „koks” wyraźnie z tym sobie nie radził. Bagaż jego doświadczeń i występków okazał się zbyt ciężki dla sprzętu w Pralni Grzechów. Rozwścieczony mięśniak w akcie frustracji złapał dziewczynę i roztrzaskał jej twarz o posadzkę. Podobno policjanci z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie nigdy nie spotkali się z tak bestialską zbrodnią. Jej tożsamość została rozpoznana po tatuażach – tribalach i charakterystycznych pieprzykach na ciele. Maciejko został skazany na dożywocie, a Pralnię Grzechów zamknięto wkrótce po tym zdarzeniu. Pozostał po niej tylko wysłużony szyld, który do dziś mówi gorzowskim łotrom, że raz popełniony grzech wróci do nich ze zdwojoną siłą…