Ostatnia prosta przed końcem dzieciństwa

Ostatnia prosta przed końcem dzieciństwa

Robert P. pierwsze kroki w dorosłym żużlu stawiał w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. W tych czasach chyba każdy dzieciak z Zawarcia chciał zostać żużlowcem, więc szkółka wręcz pękała w szwach i co sezon pojawiali się kolejni śmiałkowie chcący pójść w ślady Eddy’ego Jancarza.

Chęci nie zawsze jednak przekładały się na umiejętności. Robert P. w swoich pierwszych dwóch latach startów w Stali Gorzów nie pokazał nic szczególnego na pozycji juniora i na kolejny rok został wypożyczony do innej drużyny. Tam objechał cały sezon i zdołał nawet wygrać jeden bieg, ale po tym słuch o nim zaginął.

Spotkałem go w okolicach 2003 lub 2004 roku pod sklepem nocnym na Zawarciu. Z tego co pamiętam, poszliśmy tam z kolegą po papierosy, a Robert po prostu kręcił zadymę. Był pijany i agresywny wobec wszystkich dookoła, ale nam nakazał usiąść i wysłuchać jego historii. Opowiadał o latach swoich startów i radości, jaką dawała mu jazda na żużlu. Dziwił się, że ktoś go jeszcze pamięta z toru. Choć od końca startów minęło raptem parę lat, Robert P. mógł już pochwalić się odsiadką w więzieniu, o której zresztą też nam opowiedział. W pewnym momencie poczuliśmy się już przy nim całkiem komfortowo. Towarzyszył nam jego kumpel, z którym rozpijali piwo. Wtem pod sklepem pojawiła się młoda kobieta, którą Robert momentalnie rozpoznał.

– Ty kurwo jebana! Z kim się dzisiaj będziesz puszczać? – ryknął były żużlowiec.

– Pierdol się. Nie będę z Tobą rozmawiać, jebany chamie! – odpyskowała brunetka.

Robert zerwał się ze schodków, na których siedzieliśmy i podszedł do kobiety. Nie mówiąc nic więcej złapał ją za włosy i popchnął przed siebie. Wyraźnie wpadł w alkoholowy szał i zaczął krzyczeć, że wszystkich wokół zapierdoli. Gdy ulokował wzrok na swoim kumplu i zaczął iść w jego stronę, ten długo nie myśląc, rzucił się do ucieczki. Wobec takiego obrotu spraw my również zaczęliśmy pędzić w stronę naszych kamienic, by nie oberwać po głowie.

Mieliśmy wtedy po 17 lat. I gdy tak biegliśmy przed siebie, chcieliśmy uciec jak najdalej od tej otaczającej nas patologii, nie mając jeszcze pojęcia, że kiedyś będziemy tacy sami, a przynajmniej zupełnie na to wszystko obojętni.