Słońce nad lewobrzeżem powoli żegnało dzień, a powietrze w końcu stawało się lekkie i orzeźwiające. Facet z długouchym psem był świadkiem naszego ostatniego spotkania, naszej ostatniej, szczerej rozmowy, ostatniego razu, gdy trzymałem Cię za Twoją ciepłą i delikatną dłoń.
Tego, co stało się później, nie był w stanie przewidzieć nikt, poza wyrachowanym i podłym losem, który rozdzielił nas równie niespodziewanie, jak połączył. A może miałaś już jakiś plan w tej pięknej główce?
Pociąg w stronę wschodniego węzła jak zwykle się spóźniał i na dworzec dojechał z dwudziestominutowym opóźnieniem. Przytuliłem Cię na do widzenia i pobiegłem na parking. Odprowadziłem skład, jadąc przez bulwar samochodem, który kupiłem za pieniądze zarobione w Belgii. Choćby mieli mi upierdolić palce, za nic nie powiedziałbym, że jest to nasze ostatnie spotkanie. Jednak Ty już nigdy nie wróciłaś w moje strony, a ja już nigdy nie byłem znów tym roześmianym chłopakiem, który spierdalał z wykładów, by spędzić z Tobą cały weekend.
Długo potem uświadomiłem sobie, że są pewne sprawy, które nigdy nie zostaną wyjaśnione i są pewne uczucia, które na zawsze trzeba zakopać głęboko w swoim sercu. Albo mówiąc prostym językiem, wyłożyć na nie chuj.