Niezapominajka rodzinna

Niezapominajka rodzinna

Tamtego poranka, w pracy, przywitała mnie tęcza. Po raz pierwszy widziałem jak rozpościera się z jednego końca firmamentu na drugi, a nie urywa w bezkresie, jak to zawsze miała w zwyczaju…

Moje oczy były zmęczone, ale obserwowałem ją bacznie. Przypomniała mi o Tobie i o naszych popołudniach, gdy siedzieliśmy nad rzeką i pozwalaliśmy letniemu deszczowi, by spadał na nasze wpół nagie ciała. Miałem wtedy niespełna 23 lata, Ty 19. Teraz jestem starszy o dziesięć lat i nie potrafię dojść do tego co stało się z czasem. Dziesięć wiosen umknęło mi tak niepostrzeżenie, że czuję się zrobiony przez upływ tego czasu w chuja.

Wiesz co? Ja nie umiem w te upływające czasy. Przed chwilą rodzina była dumna z mojego ukończenia gimnazjum, liceum, z awansu na studia, z tytułu magistra. Krótko później spadł deszcz, który zmył ich życia z powierzchni Ziemi.

Paradoksalne jest to, że w chwilach największego młodzieńczego szczęścia ludzie pytali mnie czy wszystko u mnie gra. Siedziałem z tym zwieszonym ryjem, w duszy celebrując chwilę, a jednocześnie kontemplując, mając gdzieś z tyłu głowy to pierdolone wrażenie, że kiedyś to wszystko przeminie. I przeminęło. Bardzo szybko. Wśród jazd bez trzymanki, wśród porzuconych lub zaniedbanych znajomości, wśród celebracji szczęśliwej chwili. A kolejną chwilę później został już tylko żal i jego zapijanie.

Na opustoszałej ulicy nastała cisza. Milczący telefon przewraca się na drugi bok w kieszeni spodni. Teraz czas przemija jakby wolniej, ale o wiele bardziej boleśnie.